Jest to powieść ukazująca los formacji kozackich i rosyjskich walczących z komunizmem po stronie niemieckiej, a następnie – na podstawie układu w Jałcie – wydanych przez aliantów Stalinowi.
Książka łączy fikcyjną fabułę z informacjami historycznymi. Formalnie jest powieścią przedstawiającą dzieje rodziny Kolcowów w okresie od wybuchu pierwszej wojny światowej do 1 czerwca 1945. Jednocześnie jest dokumentem historycznym, który przypomina światu mało znane fakty, takie jak: „zbrodnia w dolinie Drawy” oraz poprzedzające je wydarzenia, na przykład to, że przeciwko Sowietom walczyli nie tylko partyzanci litewscy lub ukraińscy, ale też armia Własowa, składającą się prawie wyłącznie z Rosjan. Utwór zawiera wiele dat, wyciągów z rozkazów i innych dokumentów: numerów korpusów, dywizji, pułków – niemieckich, sowieckich, sojuszniczych.
„Kontra” jest utworem, po którego przeczytaniu obcy czytelnik nie domyśliłby się, że autorem jest Polak”. (Michał K. Pawlikowski, Wiadomości, Londyn, 6 października 1957)
„Mackiewicz jest – oczywiście – rdzennie, do szpiku kości polsko-kresowym artystą… ale to – rzecz jasna – w niczym nie przeszkadza jego „ogólnoludzkości”… gdyż sztuka jest (jak z dawna i dobrze wiadomo) wyniesieniem prywatnej, poszczególnej, lokalnej, nawet zaściankowej konkretności do wyżyn wszech… do wymiaru kosmicznego…” (Witold Gombrowicz, Dziennik 1957-1961)
„Są dwie prawdy na świecie. Pierwsza to ta, która ściśle otacza ziemię i wiernie odbija w wodzie płynące górą obłoki. Oddaje echem w górach. Rejestruje dokładnie szum lasu i trzciny nad jeziorem. Wie, gdzie ma leżeć każdy kamień w płytkim potoku i dlaczego wywołuje odgłos wiecznego plusku. Ta prawda słyszy najmniejszy szmer owada i najbłahsze słowo ludzkie. Nie uśmiecha się jednak nigdy, nawet wtedy, gdy świeci słońcem poprzez płatki jabłoni na wiosnę. Ale też nie marszczy się, nie wykrzywia oblicza złością nawet wtedy, gdy z 5 obłoków czyni chmury i pędzi je nad płaską ziemią zwiastując burzę. Nie okazuje ani miłości, ani nienawiści. Z niczego nie kpi, gdyż nic, co jest na ziemi, nie uważa za śmieszne. Nad niczym nie rozrywa szat, gdyż nic, co jest na ziemi, nie wydaje się jej tego godne. Niczego nie zmienia i niczego nie przeinacza. Kto zabił muchę, ten zabił. Kto zabił człowieka, ten zabił. Jest idealnie obojętna, bo idealnie obiektywna. Jest prawdą całkowitą, gdyż przyrodzoną. Za jedyną jej cechę nadprzyrodzoną poczytywać by można pewną tajemnicę, dotychczas przez nikogo jeszcze nie zgłębioną: W jaki sposób, a przede wszystkim w jakim celu, wyrodziła z siebie, w tym samym lesie i stepie, w miastach i na polu, na lądzie, na wodzie i w powietrzu — drugą prawdę? Ta druga prawda składa się pozornie tylko z dobra i zła. Ale omyliłby się, kto by jej uwierzył na słowo. Gdyż jej dobro i zło są pojęciami względnymi. Ta prawda nigdy nie spoczywa, a wskutek tego rzadko odbija dokładnie oblicze rzeczy. Dlatego wykrzywia się często uśmiechem komizmu lub grymasem złości. Będąc w ciągłym ruchu ledwo nadążyć może za masą słów i gestów ludzkich. Twierdzi, że stara się je rejestrować równie dokładnie co prawda pierwsza, lecz w rzeczywistości stara się je tylko dopasować do swoich względnych celów, a w pośpiechu życia wiele przeinacza. Mogłoby się zdawać, że jest powierzchowna jak poranna mgła, którą rozproszą pierwsze promienie słońca lub rozpędzi byle poranny wiaterek. Ale tak nie jest. Utrzymuje się bowiem na powierzchni kurczowo czepiając skrawków pierwszej prawdy. Rozpłaszczając na ziemi zaklina się na te same lasy, pola i źródła, powołuje się na świadków, czy to będą trele ptaka, krzyk rozdzieranego kota, czy krew człowieka, umiejętnie przywołane przed trybunał wyobraźni ludzkiej; wszakże zawsze z pominięciem innych świadków… Ta druga prawda umizga się, wykręca, wznosi ręce do 7 słońca, przeklina deszcz i burzę. Obiecuje Bóg wie co. Rzadko dotrzymuje. O ile pierwsza z tych prawd jest milcząca, o tyle druga często bardzo — propagandowa. O ile pierwsza obojętna, o tyle druga namiętna. Wiedząc o tym, że nie jest jedną, tym bardziej okrzykuje się za jedyną, a przez to obowiązującą. I do pewnego stopnia ma rację, gdyż jest to prawda urzędowa, to znaczy zależna od urzędowego charakteru ustroju, czy nastroju, w którym jest głoszona. W skrócie można by powiedzieć o niej, że jest prawdą koniunkturalnego interpretowania prawdy.”