(na podstawie twórczości Józefa Mackiewicza)
Zbrodnia katyńska, mimo jej tragizmu i potworności, w systemach totalitarnych stała się też narzędziem do przeprowadzenia akcji propagandowej. Wraz z datą 13 kwietnia 1943 roku, kiedy to berlińskie radio nadało komunikat o odkryciu masowych grobów oficerów polskich w lesie Kozie Góry – wiadomo było, że w wojnie z Sowietami mord tysiąca żołnierzy będzie wykorzystany przez Niemców na niekorzyść oprawcy ofiar. Co zresztą trafnie zauważył Józef Mackiewicz, zaczynając swój reportaż z ekshumacji zwłok „Dymy nad Katyniem” słowami: „Niemcy użytkowali groby katyńskie jako kopalnię dla swej akcji propagandowo-politycznej, której usiłowali nadać jak najszerszy zasięg”.
Niemcy w obliczu tragedii w Katyniu, wedle Mackiewicza, mieli dwa cele. Przede wszystkim, za zadanie mieli szerzyć propagandę pośród podbitych narodów Europy Wschodniej, ażeby przedstawić ludziom los, jaki ich czeka pod panowaniem bolszewickim. Drugim założeniem było oczywiście zamiecenie pod dywan własnych, hitlerowskich zbrodni. Ponadto, wielu z nich nawet się z tym nie kryło, że Katyń miał dla nich wartość jedynie propagandową. Gregor Slowenczik – jeden z przydzielonych do tej akcji – w liście do żony pisał: „… od rana do wieczora jestem ze swoimi trupami o 14 kilometrów od Smoleńska. Dzięki tym biednym chłopcom mogę coś zrobić dla Niemiec i to jest piękne…”. W personalnej rozmowie z Mackiewiczem również nie krył zbytnio swoich rzeczywistych zamiarów, chociaż mimo wszystko okazał jakie-niejakie zrozumienie: „Proszę pana, nie chodzi tu, po której stronie są nasze sentymenty. Pan jest Polakiem i może jest panu przykro, może pana boli, że robimy taką… no, powiedzmy, ordynarną propagandę na naszą korzyść z waszej tragedii. Ale chyba musi pan przyznać, że z naszego, niemieckiego punktu widzenia – bylibyśmy chyba auf den Kopf gefallen, na głowę upadli, żeby natrafiwszy na taką gratkę propagandową, nie wyzyskać jej następnie, nie wygrać, nie ukuć z niej akcji politycznej!”.
Aspektem do końca niejednoznacznym, co się tyczy zbrodni – była ilość ofiar. Niekwestionowaną liczbą, nadawaną w przeróżnych komunikatach niemieckich – była od 10 do 12 tysięcy zwłok. Pierwsze ziarno wątpliwości, co do wiarygodności tejże informacji, zasiało się w Mackiewiczu dopiero po rozmowie z młodym mężczyzną, którego uznał za asystenta dr Wodzińskiego (dr Marian Wodziński dowodził pracami ekshumacyjnymi). Wydając rozkazy robotnikom, rzucił tylko, że taka liczba ofiar nie jest możliwa – maksymalnie mogą „dobić” 4,5 tys. ofiar. Ostatecznie dr Buhtz (wychwalany przez prof. Siengalewicza) wydaje sumienne sprawozdanie, że w siedmiu grobach łącznie znaleziono 4143 ludzkich ciał. Czy to z przekąsem, czy rozżaleniem, autor reportażu dopisuje na końcu: „tylko”.
Ostatnią, i w sumie najważniejszą, kwestią pozostało ustalenie, kto był rzeczywistym oprawcą. Nikt nie mógł mieć pewności co do wiarygodności słów Niemców. Tym bardziej, że Sowieci cały czas „odbijali piłeczkę”, nie przyznając się do winy oraz obwiniając w zbrodni nazistów. Dociekliwość pisarza w znacznym stopniu została zaspokojona, z braku jakichkolwiek restrykcji ze strony Niemców w czasie prowadzonych prac ekshumacyjnych: „Niemcy, wypuściwszy nas na teren właściwych dołów, dali kompletną swobodę ruchów, oglądania czego się chce, rozmawiania z kim się chce”. Mackiewicza na rozstrzygnięcie tej kwestii nasunęło… zaśmiecenie lasu. Były to skrawki gazet, m.in. wydobywane też z kieszeni trupów i każda z datą: marzec-kwiecień 1940. Z czego najczęstszą gazetą był „Głos Radziecki”, którymi właśnie w roku 1940 obozy jenieckie były obsypywane. Autor pisze: „Gazety w takiej ilości nie mogły przecie przetrwać w kieszeniach zamordowanych w ciągu półtora roku, gdyby, jak chce wersja sowiecka, żyli jeszcze w sierpniu roku 1941. Gazeta, nawet wroga, jest dla jeńca tym źródłem informacji, na które specjalnie jest łapczywy. Wobec tego przechowywanie starych gazet byłoby zupełnym absurdem i nonsensem, zwłaszcza w obliczu tak doniosłych wypadków, jakie przynosił każdy dzień toczącej się wojny światowej. A cóż dopiero, wobec wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej”.
Oczywiście swój wkład w odkrycie prawdy mieli również ocaleni jeńcy oraz inni świadkowie. W późniejszym wywiadzie Mackiewicza do „Gońca Codziennego” przyznał on już oficjalnie, że co do tego, że oficerzy polscy zostali pomordowani przez bolszewików – nie ma żadnych wątpliwości.
„Katyń jest dla Mackiewicza klasycznym przykładem tego, co nazwał w osobnej książce „zwycięstwem prowokacji”. Oto z dwu równie zbrodniczych i ludobójczych ideologii: nazizmu hitlerowskiego i komunizmu sowieckiego, osądzono i wyklęto w Europie i świecie jedynie hitleryzm. Starto na proch państwo hitlerowskie, a imperium komunistycznemu pozwolono dalej istnieć. Z Oświęcimia uczyniono światowe mauzoleum pamięci, a Katyń odsunięto w niepamięć. Uczyniły to zwycięskie rządy koalicji, ale przyglądali się temu biernie także i hierarchowie Watykanu. Zakazano istnienia partii odwołujących się do hitleryzmu, a bezkarnie zezwolono na istnienie partii komunistycznych” – pisał Jacek Trznadel – i nie dałoby się tego lepiej ująć. Katyń od tamtego momentu stał się symbolem zbrodniczej polityki systemu sowieckiego wobec narodu polskiego.