Józef  Mackiewicz o kolaboracji z Sowietami .

Józef Mackiewicz – znany ze swojej nieortodoksyjnej postawy, rozdzielający Rosję bolszewicką i Rosję carską na dwa różne podmioty, nieraz odwoływał  do psychologicznego charakteru okupacji sowieckiej, który jest „inny” od tego narzuconego przez nazistowskie Niemcy. W swoim artykule zatytułowanym „Kisliakowy” autor podkreśla tę „inność”, a zarazem zwraca uwagę na…

Józef Mackiewicz – znany ze swojej nieortodoksyjnej postawy, rozdzielający Rosję bolszewicką i Rosję carską na dwa różne podmioty, nieraz odwoływał  do psychologicznego charakteru okupacji sowieckiej, który jest „inny” od tego narzuconego przez nazistowskie Niemcy. W swoim artykule zatytułowanym „Kisliakowy” autor podkreśla tę „inność”, a zarazem zwraca uwagę na pewną ignorancję czy to też bezmyślność elit, które stanowią „szczytowe odzwierciedlenie całego narodu”. Tekst powstał w 1949 roku ale opisuje cechy, istotę myślenia znacznej części narodu polskiego co najmniej do powstania „Solidarności” czy też końca PRL-u.

Genezą tej historii stało się zaobserwowanie niezwykle trafnej alegorii narodu polskiego na Wileńszczyźnie, z którą wiązała się postać tytułowego Kisliakowa.  Pantelejmon Romanow w swojej książce „Tri pary szołkowych czułok” opisał w 1920 roku poglądy narodu rosyjskiego na temat  bolszewizmu. Mackiewicz podkreślał , że Kisiliakow jest bohaterem, którego stosunek do bolszewizmu nie opiera się na silnych cechach charakteru, a przede wszystkim na słabościach, które można zaobserwować w każdym narodzie i każdym człowieku, tym samym mógłby on pojawić się w innym mieście, takim jak Paryż czy Warszawa. Kieruje nim nienawiść do systemu sowieckiego, ale kluczowa staje się chęć przeżycia. Tym samym bohater artykułu pisarza z Czarnego Boru wybiera pracę w muzeum, racjonalizuje sobie ten fakt  jako najmniejsze zło – gdyż jest to praca „neutralna”, polegająca na zachowaniu historii, a nie jej niszczeniu. „Ono to bowiem nie niszczy, lecz przeciwnie, chroni przed zniszczeniem zabytki przeszłości, tej przeszłości, która jest przeciwstawieniem współczesnego bolszewizmu” – opisuje Mackiewicz. Kisliakow stara się unieść to do poziomu „realnego programu politycznego”, a autor „Lewej Wolnej” (tak jak jest to charakterystyczne dla jego kunsztu) sprowadza go na ziemię. „Nie tylko pociesza się tą bzdurą […]. Stąd już krok tylko, nie przez dzielącą przepaść, ale mały rynsztok, cuchnący ściek, do załgania ostatecznego, oportunizmu, do czysto ludzkiej, słabej, nikczemnej zdrady dotychczasowych przekonań”  –  bezlitośnie punktuje pisarz.

Sytuacja w Polsce na pierwszy rzut oka wydawałaby się zgoła odmienna, Polska inteligencja, doświadczona wojną z Sowietami zaledwie 20 lat przed okupacją raczej stawiałaby się najeźdźcy. Według Mackiewicza rzeczywistość został brutalnie zweryfikowana. Warto zaznaczyć mało znany fakt, Polska formalnie nie wypowiedziała 17 września 1939 roku  Rosji sowieckiej wojny, przez co opór przeciwko agresji był stosunkowo mały. Mackiewicz podkreśla, że były jedynie „pojedyncze epizody bohaterstwa, o słabiutkich zaczątkach organizacji podziemnych”, ale sytuacja dotycząca oporu drastycznie zmieniła się podczas wojny niemiecko – sowieckiej, gdy naziści weszli na Wileńszczyznę. Widać tutaj zdecydowany antykomunizm Mackiewicza, który nieraz pisze o obojętności dużej części społeczeństwa względem najeźdźcy ze Wschodu, szczególnie w kontekście późniejszych wydarzeń historycznych – tym samym w żaden sposób nie umniejszając tragizmowi oraz problemom występującym w czasie okupacji niemieckiej.

Alegoria dotycząca sytuacji, w której Mackiewicz mieszkając w Czarnym Borze, był zmuszony udać się do Wilna, by sprzedać do nowego muzeum sowieckiego swoją karabelę i jak twierdził „wszystko, co nastąpiło bezpośrednio po tym, to jakby dalszy rozdział książki Pantelejmona Romanowa, z akcją przeniesioną żywcem z Moskwy do Wilna”. Osoby znajdujące się w muzeum były szeroko pojętą inteligencją zarówno polską, jak i litewską – od byłego dyrektora po byłego profesora Uniwersytetu Stefana Batorego, a nawet byłego kapelana wojskowego. Okoliczności były absurdalne, panował tam nieład, a pod portretem Stalina, profesor pomagał woźnemu przesuwać skrzynie. Mackiewicz pisał, że sytuacja była żywcem wyjęta z książki, autor ocenił: „Rozmów nie potrzebuję powtarzać, gdyż każdy może przeczytać je w książce Romanowa, a nie chcę być posądzony o plagiat”. Najpierw toczyły się rozmowy racjonalizujące sztukę jako coś trwałego, podkreślające polskość – pokazano przykład Ruszczyca, na co ten odpowiedział: „Ale nie w Sowietach”. Później prof. Limanowski rozpoczął dyskusję o teatrze jako sztuce ponadwymiarowej, w której też się nie zgadzali – a wszystko to w towarzystwie pomnika Stalina i Lenina. Profesor z niedowierzaniem wywołanym odmiennym nastawieniem Mackiewicza, zaperzył się i podniesionym głosem odpowiedział „Więc co pan chce! Żebym podpalił Pohulankę?!”. Wtedy wtrącił się jeden z aktorów: „[..] Grajmy rzeczy polskie. Gdy już mamy być komunistami, bądźmy przynajmniej komunistami polskimi he, he, he…”. Koniec końców Mackiewicz z niesprzedaną karabelą wrócił do Czarnego Boru.

Kolejna historia nieprzypadkowo miała miejsce 11 listopada 1940 roku – w Dniu Niepodległości. Józef Mackiewicz musiał udać się do jednej ze szkół w Wilnie. Zwrócił wtedy uwagę, że przed Ostrą Bramą postawiono straże, stały tam oddziały pieszej, jak i konnej milicji (pisarz domyślał się, że spodziewano się zamieszek czy manifestacji, które nie wystąpiły), a dzieci szły do szkoły jak co dzień. Autor z Czarnego Boru spotkał tam energiczną kierowniczkę, która pełna zapału odparła, że walczy z komisariatem oświaty, któremu się zdaje, iż Wilno leży w „smetonowskiej” Litwie. Co mu pokazała? Sowieckie plakaty z hasłami opisującymi, że życie „w sowietach” nie jest najszczęśliwsze i jak zapanowała prawdziwa wolność. Mackiewicz z niezrozumieniem odparł: „Więc dlaczego pani chce, by to było napisane nie po litewsku, lecz po polsku, by to dzieci polskie miały czytać? Mnie się zdaje, że lepiej by to było napisane nawet po chińsku, byleby nikt tego paskudztwa nie mógł odcyfrować”. Kobieta przerwała mu wtedy i odparła „chciałabym jednak, żeby to była bądź co bądź i mimo wszystko szkoła polska”. Mackiewicz miał jeszcze jedną podobną historię, kiedy to zaoferowano mu pracę w teatrze, w którym wystawiając klasyków miałby dobierać elementy „najbardziej takie lewicowe, czerwonawe, słowem odpowiadające duchowi czasu”. Pisarz stanowczo odrzucił ofertę pracy.

Autor „Lewej wolnej” swoim wywodem podkreśla nie tylko arogancję jednostek, ale także  bierność i brak konkretnego działania. Wszystko skłania inteligencję do pogodzenia się i racjonalizowania obecnego stanu rzeczy. Pisarz zadaje pytanie „Jak się bolszewizm w Kraju naprawdę – robi…?” i zaznacza, że to nowy twór, do którego nie trzeba szerokiej analizy historycznej sięgającej ubiegłego wieku. Precyzyjnie oddziela Sowietów od  carskiej Rosji   czego dobitnym przykładem jest książka Romanowa, która powstała zaledwie kilka dekad przed wojną i opisuje, jak rozprzestrzenia się bolszewizm. Wśród ludzi nie ma reakcji, która podkreślałaby opór wobec okupacji sowieckiej,  społeczeństwo w zdecydowanej większości  adaptuje się do zastanego stanu rzeczy, czego jednym z najbardziej znaczących  przykładów  był powrót jego brata do „ojczyzny” zaledwie rok po opublikowaniu artykułu „Kisliakowy”.

Źródła:

„Wiadomości” 1949, nr 14 (157).

Bogusław Jodko

Udostępnij:

Dołącz do newslettera!

Szanujemy Twoją prywatność. Wysyłamy tylko treści, które sami uważamy za wartościowe, w rozsądnych odstępach czasowych.
Akceptuję regulamin oraz politykę prywatności serwisu.