Powstanie warszawskie niewątpliwie jest jednym z najpopularniejszych tematów po II wojnie światowej. Budząca wiele kontrowersji, ale zachwycająca i poruszająca serca wielu pokoleń bitwa zostawiła po sobie ślad w wielu źródłach historycznych i polemikach publicystów. Swoją ocenę Powstania warszawskiego dał również J. Mackiewicz.
„Wszechstronna ocena ostatniej bitwy o Warszawę jako o stolicę suwerennej Polski musi wyjść z założenia właśnie tej suwerenności, tzn. uznania, że najeźdźca sowiecki (jeżeli nawet przyjmiemy, że nie był gorszy) był równy najeźdźcy niemieckiemu. Od czasu do czasu wyrwie się to komuś, ale zazwyczaj odskakuje się od tego prostego stwierdzenia w pląsach i ukłonach, a koniec końców, Bogiem a prawdą, nikt nie dał dokładnej definicji: czy Sowiety są naszym wrogiem, czy wrogiem nie są? Są najeźdźcą, czy nie? Odebrały nam niepodległość, czy nie odebrały? Czy „Kraj” to jest „Polska”, czy tylko obca okupacja?”, – pisał J. Mackiewicz na łamach gazety „Wiadomości” w 1947 roku.
Zatem publicysta proponuje mianem wroga określać każdego, kto najeżdża na suwerenne państwo. Jeśli takie założenie zostanie przyjęte, nie zostanie miejsca dla przypuszczeń i można będzie jasno zdefiniować sowietów nie jako wyzwolicieli, ale najeźdźcę.
Wróćmy do Powstania. Publicysta podkreśla, że kontrowersyjnie określana akcja wyzwolenia Warszawy tak naprawdę miała bardzo szczytny cel: Polacy dążyli do wyzwolenia stolicy z rąk wroga. Mianem wroga Mackiewicz określa zarówno Niemców, jak i wojsko sowieckie. Poza tym, publicysta dodaje, że warunki powstania nie były złe, aczkolwiek nie pasowały one Sowietom.
„31 lipca z jednego tylko Dworca Zachodniego usuwano resztki wagonów. Nie było już ani porządku, ani kontroli. Każdy, kto chciał, mógł siadać i jechać bez żadnej przepustki. W takich warunkach powstanie, które wybuchło dopiero 1 sierpnia po południu, mogło liczyć na zupełny sukces i minimalne straty, co najwyżej w potyczkach z cofającymi się strażami tylnymi. Formalnie, przed świtem, Warszawa wyzwolona by była przez wojska polskie, a wkraczającego nowego najeźdźcę powitałby suwerenny sztandar, zatknięty w suwerennej, wolnej stolicy. Otóż tego bolszewicy chcieli uniknąć za wszelką cenę” – rozważał publicysta.
Niemniej jednak przywódcy powstania popełnili jeden błąd – nie przewidzieli zachowania Niemców (bowiem uważano, że cofające się i przegrujące wojnę Niemcy nie będą chcieli walczyć o polską stolicę). Nie przewidziano również, że zostanie „podpisany” niewidoczny antypolski pakt między Rosją Sowiecką a Niemcami Hitlerowskimi, którego głównym celem było uniemożliwienie odniesienia wygranej przez Polskę.
„Charakterystyczne jest to, że dotychczas nie została poddana poważniejszej analizie raptowna zmiana stanowiska niemieckiego przy końcu powstania. A przecież rzecz rzucała się w oczy. Skreśleni zostali przez cenzurę „die polnischen Banditen”; powstańcom przyznano prawa armii regularnej. Wiadomo również, że wymaszerowujące po kapitulacji oddziały Armii Krajowej witano orkiestrą, i że gen. Bora zaproszono na liczne rozmowy, podczas których wysłuchiwać miał nowych propozycji”, – analizował J. Mackiewicz.
Publicysta skłonny bronić powstańców i szczytnego celu, którym było wyzwolenie stolic polskiej podczas ostatniej bitwy o Warszawę. Niestety „gdybanie” nie zmieni już wydarzeń przeszłości, aczkolwiek ani powstańcy, ani dowódcy, ani nawet Sowieci nie mogli przewidzieć, że Hitler będzie chciał wziąć Warszawę za wszelką cenę, a wojska niemieckie nie będą walczyć wyłącznie na tyłach frontu.
Niemniej jednak J. Mackiewicz nie uważa, że całą odpowiedzialność za zniszczone miasto powinni ponieść powstańcy. Polska nie chciała, żeby wyzwoleńcy – Sowieci – później przyszli na jej terytorium. Polacy chcieli niepodległego, suwerennego państwa, aczkolwiek przeliczyli się. Nie z możliwościami, a z szaleństwem Hitlera i planami Sowietów.
Na podstawie artykułu J. Mackiewicza w gazecie „Wiadomości” z 1947 roku.