Józef Mackiewicz o Witoldzie Gombrowiczu

Relacja Józefa Mackiewicza i Witolda Gombrowicza, jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy XX wieku, rozwinęła się w okresie emigracji. Talent pisarski Mackiewicza był uznawany także przez Gombrowicza, który, jak wiadomo, rzadko kiedy doceniał kogokolwiek poza sobą. W liście do redaktora naczelnego miesięcznika „Kultura” w 1958 r. Gombrowicz pisał: „Gdybym…

Relacja Józefa Mackiewicza i Witolda Gombrowicza, jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy XX wieku, rozwinęła się w okresie emigracji. Talent pisarski Mackiewicza był uznawany także przez Gombrowicza, który, jak wiadomo, rzadko kiedy doceniał kogokolwiek poza sobą. W liście do redaktora naczelnego miesięcznika „Kultura” w 1958 r. Gombrowicz pisał: „Gdybym był Ameryką, finansowałbym trzech pisarzy: Miłosza, Mackiewicza (Józefa), Gombrowicza”. 

Witold Gombrowicz dla Mackiewicza był synonimem tego wszystkiego, czego w twórczości literackiej nie akceptował. Już w 1960 r. krytycznie oceniał kształt artystyczny utworów przebywającego wtedy jeszcze w Argentynie pisarza:

„Pod szlifem stylu ukryć można najbardziej banalne myśli, ale za to nie wypadną one ani banalnie, ani naiwnie. […] Dlaczego panuje taka moda, diabli wiedzą. Ale panuje. Nie wymieniając niektórych naszych pisarzy po nazwisku, często zadaję sobie pytanie: „czemu człowiek nie pisze jak człowiek, tylko jak Gombrowicz!”.

W 1963 r. Mackiewicz dostrzegał wyraźne akcenty egocentryczne (a może i megalomańskie) w osobowości swojego kolegi po piórze: „Nie będąc Gombrowiczem, nie przypisuję sobie nie tylko pierwszej, ale nawet tysiącznej roli w narodzie”.

W 1969 r. w obszernej recenzji „Awantur w rodzinie“ Mariana Hemara Mackiewicz zamieścił fragment parodiujący manierę stylistyczną charakterystyczną dla „Dziennika“ Witolda Gombrowicza. Celem tego zabiegu było skontrastowanie dwóch poetyk i krytyka „mętniactwa formy”, „które uchodzi za współczesną awangardę”. Oto fragment tej parodii:

„Ja, ja, ja, ja i ja, który jestem jedynym poetą duszącym się w natężeniu własnego geniusza. Symplifikuję ogólną panoramę, a przecież miałem pod kciukiem wymowę faktu. Co robić, co robić, co robić? Zerwać! Dystans! Wypupić. Dajcie mi nóż, chcę obciąć nadmiar własnego geniusza. Azalia. Historia ustawiła mnie na szczycie góry. Alleluja. Dosyć. […] Jakie to proste! Ja. Bęc! Trzeba uznać tylko mój talent“.

Gombrowicz odpowiedział polemiką: „Cóż począć jednak, gdy p. Józef Mackiewicz wykrzykuje (nr 1144 „Wiadomości”), przedrzeźniając moje teksty. Och, patrzcie go, megaloman, snob, mąci wodę, by wytworzyć pozory sztucznej głębi! Zaczepił mnie. Odpowiadam”. 

Polemizując, podkreśla własną wyjątkowość – szczególnie widoczną w ostatnich zdaniach: „Schopenhauer powiedział, że umysł człowieka zwykłego jest jak latarka kieszonkowa, która oświetla to tylko, czego się szuka (np. wchodzę do spiżarni i szukam suszonych śliwek). A umysł człowieka genialnego, mówi Schopenhauer, jest jak słońce, które oświetla wszystko obiektywnie i sprawiedliwie. Takiej genialności bardzo życzę p. Mackiewiczowi. A także myśli emigracyjnej w ogóle”.

Mackiewicz dywaguje na temat tego, iż według niego Gombrowicz „stanowczo był przecenionym” oraz argumentuję tę tezę. „Źródłem tej przeceny stała się duża reklama, jaką Gombrowicz potrafił sobie wyrobić w międzynarodowych sferach literackiego establishmentu, czyli kumoterstwa popieranej przez pewne koła amerykańskie, tzw. awangardy. […] Zastosował więc chwyt, jakiego używają malarze, którzy nie umieją malować i nie mają nic do namalowania: ukrycie treści, a raczej jej braku, pod niezrozumiałą dla otoczenia formą. Czym mniej treści, tym bardziej niezrozumiała forma. Trzeba się tylko nie obawiać absurdu. Czym większa rozpiętość pomiędzy rozumieniem i utworem, tym większym durniem okazuje się czytelnik, tym większym geniuszem autor utworu. Bo „łatwiznę” potrafi zrozumieć każdy. „Rzeczy trudne” natomiast – wyłącznie elita umysłowa. Jest to formuła prosta i tym razem zrozumiała. A któż chce być durniem!” – tymi słowami autor „Zwycięstwa prowokacji” wyraźnie dyskredytuje Gombrowicza, a zarazem cała awangardę. 

„Rodacy cieszą się, naturalnie, z międzynarodowej sławy uzyskanej przez rodaka. Jest to poniekąd obowiązkiem patriotycznym, zgodnym w tym wypadku z wrodzonym snobizmem. Stąd wielu pisarzy na emigracji wysilało się, aby „odgadnąć” Gombrowicza i odpowiednio go zinterpretować. Przeważnie udało się im to znakomicie, gdyż interpretacja nie istniejącej pod zewnętrzną formą treści daje najszersze pole do rozwinięcia dowolnej, własnej inwencji i własnego talentu pisarskiego. Sądzę, że te liczne pochlebne recenzje o Gombrowiczu to najcenniejsza po nim spuścizna” – pisał.

Źródła:

„Wiadomości”, R. 23 nr 18 (1153), 1968

„Wiadomości”, R. 24 nr 40 (1227), 1969

„Wiadomości”, R. 23 nr 9 (1144), 1968

Bogusław Jodko

Udostępnij:

Dołącz do newslettera!

Szanujemy Twoją prywatność. Wysyłamy tylko treści, które sami uważamy za wartościowe, w rozsądnych odstępach czasowych.
Akceptuję regulamin oraz politykę prywatności serwisu.